Creepypasta Wiki
Advertisement

Znacie to uczucie gniewu, kiedy ucieka Wam ostatni tramwaj do domu? Ja również je poznałem, niejednokrotnie. W takiej sytuacji pozostawało mi tylko czekać na łaskę autobusu nocnego. Jakoś nigdy ich nie lubiłem. Często jeżdżą nimi podchmieleni ludzie, którzy czasem umieją się rzucać do człowieka bez konkretnej przyczyny. Dlatego kiedy było ciepło wolałem wracać z imprezy w staromodny sposób. Z buta. Gorzej bywało kiedy śnieg towarzyszył mi, a mróz był moim najwierniejszym towarzyszem podróży. W takich sytuacjach wolałem wydać trochę grosza na bilet i wrócić w ogrzewanym, trochę śmierdzącym autobusie.

Taką samą decyzje podjąłem pewnego styczniowego piątku. Impreza u mojego kumpla była jak najbardziej udana. W szczególności, że udało mi się wyrwać od jednej dziewczyny numer telefonu. Muszę przyznać, że dziewczyna była bardzo sympatyczna oraz wyglądem również nie grzeszyła. Jednak w sobotę rano musiałem pójść do pracy. Choć niechętnie, pożegnałem się ze wszystkimi i poszedłem na ostatni tramwaj. Jednak jak już wcześniej wspomniałem, uczucie gniewu po widoku uciekającego ostatniego środka transportu nie jest mi obce. Było zdecydowanie za zimno, żeby wracać z buta. Poszedłem na sąsiedni przystanek sprawdzić, o której jest najbliższy autobus nocny. Ku mojemu zadowoleniu miał przyjechać za niecałe dwadzieścia minut. Dodatkowo na śniegu leżał nieskasowany bilet. Pomyślałem, że byłoby szkoda gdyby się zmarnował, więc przywłaszczyłem go sobie bez wyrzutów sumienia. Jednak kiedy zacząłem mu się przyglądać okazało się, że różnił się nieco od znanych mi biletów. Miał dziwne znaczki koło ceny. Wkrótce również pod przystanek podjechał autobus. Według tablicy informacyjnej zatrzymywał się na moim osiedlu, ale nigdy nie widziałem autobusu z takim oznaczeniem liczbowym. W dodatku nawet takiego nie było na rozkładzie. Zimny powiew wiatru jednak zachęcił mnie, żebym skorzystał z tego luksusu. Wsiadłem do niego, skasowałem bilet i zająłem miejsce siedzące przy oknie. W środku nikogo nie było. Sama kabina kierowcy wydawała się pusta z powodu braku jej oświetlenia. Ktoś jednak musiał kierować tym pojazdem, więc nie zwróciłem na to uwagi. Zmęczenie również wyciszyło moje złe przeczucia. Autobus zamknął opieszale drzwi i po chwili widziałem jak mój przystanek się zaczyna oddalać. Powoli mijałem kolejne, a światła latarni ukazywały mi inne oblicze miasta. Po czasie z jednego z przystanków do pojazdu weszła jakaś młoda kobieta, która usiadła naprzeciwko mnie. Zmęczony tylko zerknąłem przez ułamek sekundy na nią, żeby się zorientować czy nie jest to osoba którą znam. Nie udało mi się ostatecznie zdefiniować kim była ta osoba, ponieważ gdy tylko zajęła miejsce wyjęła komórkę i jej włosy opadły jej na twarz. Ubiór jej jednak nie przypominał mi nikogo, więc zignorowałem ją. Choć trochę mnie zastanawiało czemu tak blisko mnie usiadła kiedy cały autobus był wolny.

Po dosyć długiej, krętej trasie dojechałem na swoje osiedle. Wcisnąłem przycisk, żeby kierowca zatrzymał się na pobliskim przystanku. Wstałem i podszedłem do drzwi. To samo zrobiła dziewczyna, która siedziała naprzeciwko mnie. Dalej jednak nie widziałem jej twarzy, ponieważ ciągle się czemuś przyglądała w komórce. Autobus posłusznie się zatrzymał i otworzył. Szybko wysiadłem z niego i zacząłem zmierzać w kierunku swojego bloku, ale nagle usłyszałem cichy głos za sobą.

— Czy mogę iść z Tobą? — zapytała bardzo nieśmiało dziewczyna.

— Co? — zszokowany odwróciłem się w stronę dziewczyny. Dalej miała opuszczoną głowę nad komórką.

— Czy mogę iść z Tobą? — zapytała ponownie tym samym nie śmiałym głosem.

— Boisz się kogoś tutaj?

— Nie — w tym samym momencie zauważyłem, że zaczyna płakać.

— To co się stało?

— Jestem głodna.

— Głodna? — byłem trochę zaskoczony tą odpowiedzią, ale wtedy myślałem, że może jest tak naprawdę bezdomna lub uciekła z domu.

— Tak. Nie jadłam od bardzo dawna...

Dziewczyna podniosła głowę i przerażony zobaczyłem, że jej oczodoły są puste, a łzy przeradzają się w żółtą, gęstą maź. W panice zacząłem uciekać. Biegłem jak najszybciej potrafiłem. Na początku słyszałem jak za mną czyjś ciężar ugniata śnieg. Kiedy dobiegłem do swojej klatki rozejrzałem się szybko po okolicy, żeby upewnić się, że mogę bezpiecznie otworzyć drzwi. W pośpiechu wyjąłem klucze. Na początku miałem trudność trafić nimi w otwór zamku, ale po kilku próbach udało się. Wbiegłem czym prędzej do klatki i zamknąłem za sobą drzwi. Ciągle spanikowany wbiegałem na kolejne piętra, aż w końcu wylądowałem na ósmym. Rozejrzałem się po korytarzu czy nikogo nie ma i w pośpiechu otworzyłem drzwi do domu zamykając je z hukiem za sobą. Wziąłem krzesło z kuchni i postawiłem je w przedpokoju naprzeciwko drzwi wyjściowych. Uzbroiłem się również w młotek i całą noc obserwowałem czy nikt nie próbuje się włamać. Po godzinie jednak zasnąłem.

Następnego dnia gdy wychodziłem do pracy zauważyłem, że na drzwiach klatki była ta sama żółta maź, która spływała temu czemuś z oczu. Całe szczęście jednak nigdy już tej istoty nie widziałem. Co dziwniejsze bilet, który skasowałem w autobusie również zniknął. Może go zgubiłem? Nie wiem. Wiem tylko jedno. Nigdy już nie będę wracać nocnymi autobusami.

Autor: Redi91

Advertisement