Creepypasta Wiki
Advertisement

23 października 1937, Biała, Polska

Zamglony las

Las, w którym wieśniacy To widzieli.


Zebraliśmy już masę informacji od mieszkańców okolicznych wsi. Wyglądają na przestraszonych, nawet mógłbym powiedzieć przerażonych, ale chętnie z nami rozmawiają. Nasz przewodnik ma problemy z językiem angielskim, co bardzo nas spowalnia, ale bez niego od razu byśmy się zgubili. To co nas najbardziej interesuje to las : miejsce gdzie możemy TO spotkać. Widać to po ich oczach, ciągle rzucają szybkie i nerwowe spojrzenia na skraj lasu. "Od czasu, do czasu stamtąd wychodzi" mówią. "Pojawia się tylko w nocy, grasując po obrzeżach Białej". Nie zgromadziliśmy jeszcze wszystkich elementów układanki ale czuję, że posuwamy się naprzód. Doktor Yuri z dnia na dzień jest coraz bardziej spięty, widzę to po jego ruchach. Stał się mało rozmowny, a kiedy jest zły krzyczy na swoich podwładnych. Wszyscy czujemy zbliżającą się przygodę, jesteśmy już tak blisko!

25 października 1937, Okoniny, Polska

Wreszcie TO zobaczyliśmy! Pierwszy rzut oka na stworzenie, które śledziliśmy od kilku tygodni. Wędrowaliśmy wśród coraz rzadszych drzew, pozostawiając za sobą gęsty las, przed nami rozciągała się ogromna łąka niedaleko miejscowości Okoniny, wtedy też z ostępów leśnych wyłoniła się bestia. Była niewyobrażalnie szybka, wyglądała majestatycznie. Widziałem łzy radości, które spływały po policzku doktora. To był dla nas wszystkich wielki dzień. Nie musieliśmy już polegać na informacjach zebranych od wieśniaków, od teraz widzieliśmy stworzenie na własne oczy. Jestem szczęśliwy i podekscytowany, już jutro rozpoczynamy wielkie polowanie. Podzieliliśmy się na trzy grupy: jedna wyruszy na południe w kierunku rzeki, druga pójdzie na wschód w kierunku Białej, ja razem z Yurim dołączę do grupy, która kieruje się na północ. Czuję, że nie wyśpię się dzisiejszej nocy. Adrenalina buzuje w moich żyłach.


26 października 1937, -, Polska

Jest już bardzo ciemno. Piszę przy świetle ogniska. Jest zimno a namioty nie dają rady powstrzymać mroźnego wiatru i coraz częściej przemakają. Myślę, że znajdujemy się jakieś 15 km na północ od Okoniny. To był ciężki dzień dla każdego z nas. Miałem cichą nadzieję, że uda nam się dzisiaj go wytropić, może nawet schwytać. Niestety teren był dla nas bardziej nieprzyjazny niż wczoraj. Wzgórza, skały i gęste krzaki spowolniły nas i przysłaniały nam widok na całą okolicę. Nie widzieliśmy go, ale słyszeliśmy. Melodia, którą śpiewa jest niepodobna do dźwięku wydawanego przez jakiekolwiek znane nam zwierze. Brzmi bardziej jak ludzki głos, opowiada o nadziei i marzeniach. Zdaje sobie sprawę z gorzkiej ironii, że piosenka, która dodaje nam sił jest śpiewana przez zwierze, na które polujemy. Nie jestem pewien intencji Yuriego ale jest pewne, że nie okaże mu żadnej litości. Wiem także, że nie powstrzymam go przed tym. Moje szczęście uciekło pod natłokiem zmartwień, a nadzieja została zmyta przez deszcz.


28 października 1937, -, Polska

Teren ponownie się zmienił. Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, nie sądzę żeby ktokolwiek wiedział. Gęsty las ustąpił miejsca połoniną. Rosa i poranne słońce nadają wysokiej trawie fioletowego blasku. Moje domniemania okazały się niestety poprawne: 'istota wie, że za nią podążamy'. Na polach, koło Okonina, widzieliśmy jak szybko potrafi się poruszać, dlatego dziwi nas fakt, że przez ostatnie dwa dni trzyma się blisko nas, dostosowując się do naszego powolnego tępa. Czasami dajemy radę ją zobaczyć, ale to piosenka prowadzi nas i kieruje na właściwe tory. Yuri jest wniebowzięty, ja jednak mam pewne wątpliwości. Wydaje mi się, że jesteśmy zwabiani w nieznane. Każdy z nas jest wyczerpany, to nie jest dobry znak biorąc pod uwagę to, że jutro czeka nas kolejny dzień marszu.


29 października 1937, -, - "Polska"?

Wszystko idzie nie tak. Popełniłem straszliwy błąd przybywając tutaj. Dwóch współpracowników doktora nie żyje, co więcej, nie mam najmniejszego pojęcia gdzie możemy się w tej chwili znajdować. Słońce wydaje się tutaj nigdy nie zachodzić: albo wszyscy postradaliśmy zmysły, albo nie jesteśmy już na Ziemi. Wczoraj wędrowaliśmy godzinami, podążając za melodią. Krajobraz ani razu się nie zmienił, miałem wrażenie jakbyśmy chodzili w kółko. Ciągle te same wzgórza i bezkresny ocean fioletowych traw. Nikt nie spodziewał się tego, że będą tam znajdować się też głębokie rozpadliny. Kiedy zdaliśmy sobie z tego sprawę, było już za późno. Myscha i Kramn poślizgnęli się na krawędzi i w mgnieniu oka spadli w nieskończoną przepaść. Wszyscy teraz odpoczywają. Próbowaliśmy spać ale jest to niemożliwe z palącym słońcem nad nami. Nie wiem już czy to dzień czy noc. Wiem tylko, że muzyka z sekundy na sekundę robi się coraz głośniejsza.


- 1937, -, -

Zostałem zupełnie sam. Czy ja już do końca zwariowałem? Rzeczywistość ucieka ode mnie z każdą sekundą spędzoną w tym miejscu. Straciliśmy kolejnych trzech ludzi jakiś czas temu (godziny? dni? nie jestem już niczego pewien). Jeden z nich spadł w przepaść ponieważ lina, która go utrzymywała nagle pękła. Kolejnego zastrzelił Yuri, ponieważ tamten zaczął go atakować. Rozumiem jego złość, żaden normalny człowiek nie wyruszyłby dobrowolnie do takiego miejsca. Yuri i ja postanowiliśmy odpocząć w namiocie żeby rozładować napięcie. Piosenka stała się naglę przerażająco głośna. Stworzenie nawoływało nas abyśmy opuścili namiot. Walczyłem sam z sobą aby go nie posłuchać. Yuri posłuchał i była to ostatnia rzecz jaką zrobił w życiu. Słyszałem mrożący w żyłach krzyk i widziałem jak mroczna postać nabija doktora na swój róg. Nie mam pojęcia ile czasu minęło od tego zdarzenia. Stworzenie wciąż stoi na zewnątrz, czekając na mnie. Nigdy nie przestanie śpiewać. Chce być ze mną. Na zawsze...

Advertisement