Creepypasta Wiki
Advertisement

Piątkowa noc. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Prawdopodobnie oglądałem coś w telewizji, zresztą w godzinach nocnych rzadko leci coś dobrego. Zawsze pasjonowały mnie nocne spacery. Kocham je. A ta noc była tak piękna. Obudziłem się nagle, wyjrzałem przez okno i ujrzałem raj. Turkusowe niebo, piękne gwiazdy i ogromna pełnia księżyca. Spało mi się tak dobrze, że czułem, jakbym miał poduszkę uszytą z kłębków chmur. Poszedłem do kuchni. Pijąc kawę spoglądałem przez okno na ogród, aby nieco się rozbudzić. Zarzuciłem na siebie tylko szorty i koszulkę, gdyż było około 20-stu stopni Celsjusza. Wszyscy domownicy posnęli, a ja nigdy nie potrafiłem ponownie zasnąć po obudzeniu się w nocy. Spojrzałem na zegarek w telefonie: 3:46. W domu o tej porze nie było nic do roboty. Skoro wszyscy spali, żaden formalny sposób spędzania czasu nie wchodził w grę. Wyszedłem więc na dwór. Czułem, jakby to był sen. Normalnie życie nie jest tak piękne, noce także nie. Idąc ulicą wpatrywałem się w chodnik posrebrzany światłem luny. Poszedłem na pobliską łąkę. Tam poniósł mnie księżycowy cień. Ptaki śpiewały. Trawy świszczały od łagodnego powiewu wiatru. Usiadłem na pieńku. Wpatrywałem się w sosny. Ponownie spojrzałem na godzinę: 3:58. Położyłem się na trawie. Liczyłem gwiazdy. Były bardzo wyraźne. Noc była piękna, lecz dziwnie pusta. Nikogo tam nie widziałem. Wszystko było pogrążone we śnie. Wstałem i poszedłem do lasu. Położyłem się na jego skraju. Sosny świszczały mi nad głową - o to właśnie chodziło. Odpłynąłem na kilkadziesiąt sekund. 3:59 - wtedy stało się coś dziwnego. Kątem oka zauważyłem idącą postać. Szła tak żywo, jakby lewitowała. Była to dziewczyna. Piękna, z długimi włosami. Cudownie ubrana. Nie wydawało mi się to dziwne, więc otulony wiatrem wciąż leżałem. Lecz wtedy stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Ze wszystkich ośmiu kierunków świata zaczęły schodzić się postacie, równie paradne. Równo o 4:00 złapały się za ręce i zaczęły mnie wołać. Mimo rozluźnionych mięśni wstałem i ruszyłem w ich kierunku. Wszyscy patrzyli na mnie z uśmiechem. W końcu usiedli po turecku. Znali moje imię, mimo że nigdy wcześniej ich nie poznałem:

- Witaj, Dawidzie! - wykrzyknęli chórem.
- Skąd znacie moje imię? - spytałem.
- My wszyscy... My jesteśmy Twoim imieniem... Jesteśmy Tobą... Częścią Twojej duszy... Jesteś takim dobrym człowiekiem... - odrzekła kobieta, stojącana ich czele.
- Dlaczego przybyliście tutaj? - zapytałem.
- To było miejsce Twojego dzieciństwa.... Ono ma magię... Zawsze będzie ją miał..o. To dla Ciebie niebo... Od dziś będziesz miał je na co dzień... Wyciągnij tylko po nie rękę... Trzymaj się... Powodzenia mój synu... Kochamy Cię...

- Synu?! - wykrzyknąłem ogromnie zdziwiony .

Na ekranie telefonu pojawiła się godzina 4:01. Wszyscy zniknęli, a z chmur zaczął lać ogromny deszcz. Płakałem. Łzy leciały z moich oczu. Dlaczego oni zniknęli? W tej chwili się obudziłem przykuty do łóżka. Oni.. byli moją zmarłą rodziną. Wszyscy spłonęli w pożarze, pamiętam to. Tylko ja uciekłem. Teraz już wiem, że piękno tego świata nie istnieje. To był tylko sen. A ja jestem tylko zwykłym świrem. Leżę w psychiatryku ze schizofrenią. Od tego zdarzenia minął rok. Moja rodzina nie żyje od dwudziestu lat. Jestem sam i leczę się w psychiatryku. Co roku 23 maja znów widzę swoją rodzinę w magicznym kręgu. Z niecierpliwością czekam na kolejny sen. Choć tak naprawdę nigdy nie miałem przyjaciela, to wiem, że oni na prawdę są ze mną. Cały ciężki rok. A 23 maja znów się spotykamy, od 4:00 do 4:01. Teraz wiem, że życie jest okropne. Pełne bólu i rozpaczy. Ale sny to nadrabiają. Czekam na Was. Tęsknię za Wami. Chcę Was znów zobaczyć. Trzymajcie za mnie kciuki. Do zobaczenia w niebie lub 23 maja.

Advertisement