Creepypasta Wiki
Advertisement

Przed tobą leży kilka brudnych stron z czyjegoś pamiętnika. Możesz podnieść kartki lub przejść obojętnie.

3 wrzesień

Forest

Drzewa tonęły we mgle. Zimne powietrze przeciskało się przez obdrapane framugi okien. Dom był schowany za wysokim żywopłotem, a po nieotynkowanych ścianach plątało się dzikie wino. Surowy chłód stopniowo rozprzestrzeniał się we wszystkich pomieszczeniach. Siedziałem w głębokim fotelu wtulając się w ciepłą sierść kota. Wskazówki dębowego zegara pokazywały godzinę w pół do dwunastej. Kot wskoczył na parapet pod oknem, jakby kogoś zauważył. Zszedłem do kuchni, aby zaparzyć ziołowej herbaty.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Pomyślałem, że to znowu natrętna sąsiadka. Otworzyłem. Na schodach stała niska dziewczyna o filigranowej, bladej twarzy i chudych dłoniach. Spojrzała w moje oczy i wyszeptała: ,,Spotkajmy się jutro wieczorem, w Mglistej Dolinie" Chciałem coś powiedzieć, ale zniknęła tak szybko jak się pojawiła. 

Byłem zdziwiony krótką wizytą nieznajomej. Nie kojarzyłem żadnego miejsca o takiej nazwie, wprowadziłem się na to odludzie zaledwie kilka miesięcy temu. Do głowy wpadł mi pomysł, że dziewczyna nazwała ,,Mglistą Doliną" tutejszy las, który rzeczywiście spowija wieczna mgła. Przynajmniej jest poetycka - pomyślałem i ze zmęczenia, zasnąłem.


Cały dzień leżałem w fotelu i ogrzewałem stopy nad kominkiem, popijając herbatę. Wkrótce niebo przybrało blady odcień. Powoli zapadał zmrok. Zastanawiałem się nad spotkaniem z dziewczyną. Jej spojrzenie było przeszywające, zarazem bardzo pociągające. Nie miałem pewności czy pojawi się w wyznaczonym miejscu i w jakim celu to zaplanowała. Mimo zwątpień, urzekła mnie swoją tajemniczą aurą. Zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza. Postanowiłem, że pora iść i zobaczyć, co kryje się w uroczych oczach dziewczyny.

Siedziałem przed wejściem do lasu, na jakimś spróchniałym pniu. Jesienią to miejsce budzi niepokój jednocześnie fascynując. Co jakiś czas spoglądałem na drogę i nerwowo kopałem kamyki. Wreszcie zza drzewa wyłoniła się dziewczyna. Była w tej samej białej sukience, tylko że dzisiaj, splamionej krwią. Podbiegłem do niej.


- Co się stało, to twoja krew? 

- Oddałam dziewictwo w zamian za duszę - odpowiedziała spokojnym tonem. 

- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać...? Jesteś nienormalna.

- Dlatego, że teraz potrzebuję twojej, kochanie. 

- W takim razie odbierz mi ją. Nie wierzę, że ją posiadam.

- Dobrze. - uśmiechnęła się kącikiem ust.


Miałem zamiar się odwrócić i ruszyć ku drodze, gdy dziewczyna zaczęła się kruszyć, zupełnie jak porcelanowa lalka. Z rozbitej powłoki jej skóry wypełzła ogromna, odrażająca larwa z której wyciekała czarna substancja. Krzyczałem zdezorientowany i pozbawiony resztek racjonalnego rozumu. Zacząłem się rozpływać, niczym figurka z wosku.


4 wrzesień

Obudziłem się na podłodze, trzymając w dłoni rozbitą filiżankę z oryginalnym, kwiatowym motywem, którą dostałem od bliskiego przyjaciela. Można powiedzieć, że łączyło nas coś więcej, ale nie chcę wspominać  mojego cierpienia. Może to dobrze, że się zbiła, przynajmniej miałem powód, aby wyrzucić ją do kosza.

Musiałem się otrząsnąć. Był to tylko sen, a więc prawdziwe spotkanie z dziewczyną ma dopiero nastąpić. Spojrzałem na skulonego kota i podszedłem do lustra, aby się upewnić, że ze mną wszystko w porządku. Miałem na sobie wymiętą koszulę w kratkę, a wiecznie rozczochrana grzywka zasłaniała moje prawe oko. Nie miałem pewności, czy tym razem też nie śnię. To chyba przez nadmiar tej ziołowej herbaty, działa na mnie jak narkotyk.

Postanowiłem przejść się na spacer, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Stałem na opustoszałej drodze, rzadko kiedy przejeżdża tutaj jakiś samochód. Przyglądałem się drzewom i próbowałem wyjaśnić znaczenie mojego snu. 

- Może dziewczyna zamieniła się w larwę przez brak mojej duszy? Gdybym ją miał, na pewno z chęcią zabrałaby ją i koniec byłby inny. - powiedziałem sam do siebie, a raczej do drzew, jedynych dobrych słuchaczy.

Miałem pustkę w głowie. Zerknąłem na wyświetlacz w telefonie, godzina 20:02. Jeśli sen był jakąś przepowiednią, nie powinienem spotykać się z nieznajomą. Co, jeśli to jakaś zaklinaczka. Zaśmiałem się i zacząłem powoli iść w miejsce umówionego spotkania. W krótkim czasie dotarłem na miejsce. Zupełna cisza. Po chwili zostałem sparaliżowany wstydem. Przede mną widniała postać Marcela, mojego byłego. 

Przybliżył się do mnie. Jego twarz przypominała twarz dziewczyny, a usta miał delikatnie otwarte.

- Dlaczego mnie zostawiłeś? - spytał.

- Dlaczego zaprosiłeś mnie tutaj i wykorzystałeś do tego dziewczynę?

Nie doczekałem się odpowiedzi. Upadłem na ziemię z wbitym w brzuch nożem. Ostatni obraz, jaki widziałem, to uśmiech Marcela oraz tamtej dziewczyny. Osoba, którą darzyłem resztkami moich uczuć, zabiła mnie. Czyżby Marcel miał dwa wcielenia? Tego nie wiem. Przecież, ja już nie żyję, piszę do was z zakrwawionego czyśćca. Cholera, a nie wierzyłem w posiadanie duszy.

- Wciąż Cię kocham. - z moich ust padło ostatnie zdanie.


Autor: Lonaja

Jeśli przeczytaliście, proszę o zostawienie komentarza. Przyjmę uzasadnioną krytykę.

edit: Miałam 14 lat, kiedy pisałam tą pastę. Wybaczcie mi wszystkie błędy XD

Advertisement