Creepypasta Wiki
Advertisement

Meine druga Creepypasta. 

Komentujcie, oceniajcie, poprawiajcie, whatever...


Obudziłem się w lesie. Leżałem częściowo przykryty liśćmi. Nie wiedziałem co się stało i dlaczego właśnie tam się znalazłem.

Wstałem. Poczułem ogromny ból w lewej dłoni. Byłem cały we krwi, a dłoń była przeszyta ostrzem sztyletu. Wyciągnąłem sztylet i zacząłem krzyczeć z bólu wniebogłosy. Padłem na ziemię. Moja krew mieszała się z krwią, którą byłem pokryty. Po kilku chwilach wstałem z trudem utrzymując równowagę. Usłyszałem cichy szept zza moich pleców: "Dziś Twoje przeznaczenie Cię dopadnie".

Odwróciłem się ale nikogo nie zobaczyłem. Odwróciłem się ponownie i ujrzałem coś czego nie chciałem zobaczyć. To była zakapturzona postać z kosą. Zacząłem szybko uciekać... chciałem być jak najdalej od tego... czegoś...

Usłyszałem przerażający śmiech. Dreszcze przeszyły całe moje ciało, a ja nadal biegłem. Zatrzymałem się dopiero, gdy brakło mi sił do dalszej ucieczki. Znów usłyszałem cichy szept: "Nie możesz ode mnie uciec". Odwróciłem się, ale znów nikogo nie zobaczyłem. Stałem w bezruchu. Czułem, że ktoś stoi za mną. Poczułem zimny, przeszywający dotyk, po czym padłem na ziemię niczym trup...

Zemdlałem...




Ocknąłem się.

Byłem przywiązany do... "stołu ofiarnego"... chyba tak można to nazwać...

Mogłem patrzeć tylko w niebo.

Wiedziałem, że teraz nadejdzie mój koniec. Nie byłem w stanie niczego zrobić.

Czułem na sobie czyjś dotyk. Przed oczami ukazała mi sie jakaś kobieta. Była ubrana na czarno. W dłoniach trzymała sztylet. Nagle pojawił się zakapturzony z kosą. Wykrzyknął demonicznym głosem "Zabij go!". Kobieta wcale nie chciała tego robić. Powiedziała mu, że złożyła już dużo ofiar. Zbyt dużo...

- Zrób to, jeśli chcesz, żeby Twój syn opuścił w końcu bramy piekła! - Krzyknął demon.

Wtedy kobieta uniosła szylet ponad głowę, wypowiedziała cicho jakieś słowa i wbiła mi go prosto w serce...

Ciemność zaczęła ukazywać mi się przed oczyma...

Byłem już martwy...

Advertisement