Creepypasta Wiki
Advertisement

To moja pierwsza pasta, prosiłabym o konstruktywną krytykę :)[]

Był ciepły, wrześniowy dzień. Wracałam z przyjacielem, Filipem, ze szkoły. W połowie drogi pożegnaliśmy się, gdyż miał on o wiele bliżej do domu. Kiedy przechodziłam koło lasu rosnącego nieopodal, zobaczyłam coś między drzewami. Zatrzymałam się zaskoczona. Spojrzałam jeszcze raz, ale to coś już znikło. Uznałam, że to lis. Jak bardzo się myliłam...

Tej nocy przyśnił mi się koszmar. Pierwszy w moim 15 letnim życiu, prawdziwy, potworny koszmar. Byłam w lesie, spacerowałam. Było dość jasno, pomimo zachodzącego już słońca i gęstego listowia. Coś mignęło między drzewami, ale zaraz uciekło. Pobiegłam za tym. Wpadłam w jakiś dołek, skręciłam kostkę i nie mogłam iść dalej. Wtedy zaczęło się piekło. Za mną zaczęły wyć i charczeć jakieś bestie. Nie chciałam się odwracać, mimo iż dźwięk dochodził ze zbyt daleka, abym mogła je ujrzeć. Przyspieszyłam kroku pomimo bólu w lewej nodze. Zmrok zapadał szybko. Chciałam się gdzieś schronić, więc uparcie brnęłam w coraz głębszy las. Zobaczyłam wyrytą w skale dziurę, na tyle dużą, że mogłam się w niej ukryć. Wlazłam do niej. Po kilku minutach ujrzałam je. Wielkie, potworne istoty, wyglądające jak skrzyżowanie wilka z niedźwiedziem, z lekką domieszką warana. Prowadził je... nie, to nie był człowiek, chociaż i nie zwierzę. Z pewnością było płci męskiej. Miał (jako postać męska) około 2,5 m wzrostu, białą skórę i czarne, zmierzwione włosy. Postać była dość potężnej postury, o szerokich ramionach i silnych rękach, którymi wyginał gruby, metalowy pręt, jakby był gałązką leszczyny. Lecz nie to mnie przeraziło. Najstraszniejsze były jego oczy. Duże, krwawoczerwone oczy świecące złowrogo w otaczającym mroku. Tak się przestraszyłam, że zaczęłam wrzeszczeć jak opętana. Wtedy On skierował na mnie wzrok i obnażył ostre, białe zęby, tak doskonale widoczne w ciemności. Widok tej przerażająco uśmiechniętej twarzy (to był uśmiech, nie mam wątpliwości) przyprawił mnie o prawie, że o zawał. 

Wtedy się obudziłam, przerażona i zlana potem.

Następnego dnia w szkole byłam przygnębiona, chociaż w sumie nie miałam żadnego powodu. Filip cały czas chciał mnie rozweselić, rozruszać. Większość lekcji minęła nieszczególnie. Wyjątkiem była ostatnia z nich, matematyka. Otworzyłam zeszyt z rysunkami i zaczęłam coś bazgrać bez ładu i składu. W pewnym momencie do mnie dotarło, co przedstawiał rysunek. To był On. Jego szyderczy uśmiech szaleńca. W szoku zrzuciłam z ławki zeszyt i spadłam z krzesła. Zwróciło to uwagę klasy, ale nie przejmowałam się. Najważniejsze było dzieło mojej ręki. Jego portret...

Dziś znów wracałam z Filipem, jak zawsze. Podczas samotnej części wracałam koło lasu, tak jak dzień wcześniej. Spojrzałam nań mimochodem. Stał tam mężczyzna. Bardzo potężny mężczyzna... Odwróciłam wzrok i biegłam, biegłam, biegłam...

Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej. Rysuję Go, nie zdając sobie sprawy. Co noc mi się śni, gdy biegnie za mną przez las. Postanowiłam zostać w domu, nie chcę gdzieś zobaczyć bladego, czarnowłosego mężczyzny...

Znów Go widziałam. Wyjrzałam przez okno pokoju. Stał, potwornie uśmiechnięty, oparty o płot. Szybko zasłoniłam okno i ukryłam się pod kocem. Filip ma wpaść w odwiedziny, może coś mi doradzi.

Rozmawiałam z nim, wsparł mnie (jak zawsze). Stwierdził, żebym się nie martwiła, że to moja wybujała wyobraźnia stworzyła Jego postać. Miał po części rację, bo często bujam w obłokach. Pożegnałam się z nim i wróciłam do łóżka.

Znów mi się śnił. Tym razem był inaczej odziany. Zamiast poprzednich, ciemnych spodni i czarnej bluzy, miał na sobie biały fartuch. Zwykły, biały fartuch, wyróżniający się tylko jedną rzeczą. Drobnymi, czerwonymi plamami, jakby ktoś pryskał nań farbą. Ale to nie była farba...

Rano wstałam, po czym udałam się do łazienki. W lustrze zobaczyłam siebie, bladą, z podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami. A za mną...

Stał On. W fartuchu, z tasakiem w ręku. Szepnął: Witaj... i żegnaj...


Właśnie wszedłem do domu Aśki. Jej mama mnie wpuściła, każąc mi iść na górę. Zapukałem, ale nie odpowiadała. Zawołałem: "Aśka, tu Filip. Mogę wejść?" Ale odpowiedziała mi cisza. Otworzyłem powoli drzwi i zobaczyłem puste łóżko mojej przyjaciółki. Drzwi od łazienki były uchylone, więc zajrzałem. Aśka...

Leżała na kafelkach. Miała odciętą głowę. Stała w zlewie na kikucie szyi. Sączyła się z niego krew, która szybko znikała w odpływie. Spoglądała na mnie zimnymi, martwymi oczami. Usłyszałem coś za mną. Odwróciłem się. Stał tam wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, idealnie pasujący do opisu Asi. Powiedział: "Chcesz się z nią spotkać?" Kiwnąłem głową. Czerwonooka istota zamachnęła się tasakiem i...

Advertisement