Creepypasta Wiki
Advertisement

Dzień już wstał. W domu państwa Loise panował codzienny gwar. Trudno było zachować spokój przy dwójce energicznych dzieci.

— Nie ma mleka. — sucho odparł zmęczony tatuś, otwierając lodówkę. Żona lekko pocałowała go w policzek.

— Pójdę do sklepu. Nie trać głowy.

— Naprawdę mogłabyś to zrobić, Jane? Jestem wykończony...

— No już cicho... — powiedziała, ubierając swoje wyblakłoczerwone baletki. — To tylko parę kroków.

Wyszła z domu, zatrzaskując drzwi. Tego dnia słońce świeciło miło i łagodnie.

— Dzień dobry, Pani Margot! — krzyknęła z radością dziewczyna. Sąsiadka odpowiedziała uśmiechem. Jane skręciła chodnikiem w prawo. Miała zamiar przejść przez pasy, a później skręcić do małego sklepiku "Oriom".

Szybko przebiegła przez czarny asfalt, niestety tak szybko, że po drodze zgubiła buta. Zaśmiała się sama z siebie i bez zastanowienia powoli podniosła baletkę.

Znienacka usłyszała donośny odgłos klaksonu. Szybko odwróciła się, a jedynie co mogła dostrzec to przód czarnego samochodu. Poczuła ogromny ból i usłyszała pisk opon. Z lekkością podniosła się w górę, a po chwili upadła, niczym ogromny głaz ważący tonę. Z ciężkością otworzyła oczy. Jasny blask nieba zaślepił dziewczynę, lecz po chwili odpuścił. Jane ospale podniosła się z nagrzanej powierzchni drogi. Kilka metrów przed nią stała czarna Honda. Ku jej zdziwieniu nie miała złamanej nogi czy ręki, z jej głowy czy nosa nie ciekła szkarłatna krew, a z brzucha nie wylewały się podobne do rosołu wnętrzności. Czuła się dobrze.

Ostrożnie wstała, w jednej chwili cały świat zakręcił się jej przed oczami. Mimo to ruszyła przed siebie. W samochodzie nie było śladu po kierowcy. "Pewnie uciekł", mówiła sama do siebie.Skręcając, dostrzegła swój dom. Drzwi cicho zaskrzypiały.

— Josh? Gdzie jesteś? Miałam... Pomóż mi. — Wołała kobieta z przerażeniem. Nie chciała jechać do szpitala, nienawidziła ich. Nagle usłyszała syrenę radiowozu policyjnego. Spojrzała przez okno, ku jej zdziwieniu do zakrętu biegło wielu ludzi. "Pewnie znaleźli puste auto..." Myślała w duchu.

Zdecydowanym krokiem skierowała się w stronę wypadku. Wzrokiem zaczęła szukać swojego męża. Po jakimś czasie dostrzegła go. Uśmiechnęła się do mężczyzny, lecz po chwili zauważyła, że dwóch dorosłych ludzi, próbuje go odciągnąć od drogi.

— Josh, tu jestem! — krzyczała, przedzierając się przez tłum ludzi. Zatrzymała swój wzrok na drodze. Nagle po jej policzkach spłynęły łzy. Zaczęła ciężko dyszeć, a po chwili płakać. W jednej chwili upadła na asfalt. Wrzeszczała ze wszystkich sił, niestety nikt nie zwracał uwagi na jej ducha, lecz na ciało, które leżało zakrwawione na jezdni.




Źródło: http://straszne-historie.pl/story/6473

Advertisement