Creepypasta Wiki
Advertisement

Mariusz siedział właśnie przed komputerem. Była sobota, 20:00. Jako że była już późna jesień, było już ciemno. Przeglądał sobie różne strony, gdy nagle usłyszał z kuchni głos swojej mamy.

- Mariusz! Mógłbyś, proszę, przynieść ziemniaki z piwnicy?

- No dobrze, mamo. - odpowiedział niechętnie Mariusz, po czym wstał sprzed komputera i leniwie skierował się w stronę piwnicy. Wziął latarkę oraz nałożył buty.

Otworzył drzwi do piwnicy... Otoczyła go nieprzenikniona ciemność.

- Ale tu ciemno... - stwierdził fakt Mariusz. - Na szczęście zabrałem ze sobą latarkę. - powiedział, po czym włączył latarkę, oświetlając sobie schody. Podczas schodzenia z nich, Mariusz poczuł gęsią skórkę i ciarki przechodzące po plecach. Nie bał się nigdy ciemności, ale teraz ogarniał go niewytłumaczalny niepokój. Nie wiedział czemu, próbował go powstrzymać, ale mu się nie udało. Jakby przeczuwał, że stanie się coś złego.

- Ogarnij się, Mariusz! - powiedział sam do siebie. - Nie jestem przecież dzieckiem, aby bać się ciemności, po prostu zejdę do piwnicy, wezmę ziemniaki i wrócę.

Jak na ironię, kiedy tylko zszedł ze schodów zgasła mu latarka. Otoczyła go ciemność.

- Cholera! Akurat teraz?! - zaklął, po czym ostrożnie i powoli zaczął posuwać się naprzód, trzymając się rękami ściany.

Po chwili, czuł pod butami owalne kształty. Ucieszył się.

- No, wreszcie znalazłem te ziemniaki. Teraz je wezmę i wrócę, nawet po ciemku. Może trafię.

Nagle, jego latarka znów zaczęła działać. Włączył ją...

I krzyknął. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach i sprawiło, że chciał wymiotować.

Nie były to ziemniaki, lecz małe główki dzieci.

Advertisement